Nasza ocena:3.9 out of 5.0 stars
Korzystając ze słonecznej niedzieli, wróciłem znowu do łazikowania po swojej rodzinnej okolicy na Jurze Krakowsko-Częstochowskiej w pobliżu Pustyni Błędowskiej. Wybrałem się do Tawerny Stary Młyn w Chechle, którą jakoś do tej pory omijałem, chodząc do nieodległej konkurencji. Do przejścia w jedną stronę miałem jakieś niecałe 5 km. Tawerna powstała w miejscu, gdzie funkcjonował młyn wodny, a w pobliżu biją źródła zimnej jurajskiej wody. Jeszcze w latach ‘80 ubiegłego wieku wykorzystywano ją tutaj również do produkcji między innymi wody źródlanej i oranżady. Wytwórnia wód i młyn już nie działają, ale ten ostatni dostępny jest do zwiedzania.
Marszruta do Starego Młyna wiodła z mojego rodzinnego Ryczówka, przez Rodaki oraz okoliczne pola i lasy. Pogoda do marszu była idealna, panował komfort termiczny, a cień przed słońcem zapewniały mi drzewa. Małe zaniepokojenie wzbudziła we mnie tylko ciemna chmura, która leniwie wytoczyła się od północy, czyli za moimi plecami. Na szczęście nie miała złych zamiarów. Po drodze nie było większych niespodzianek, bo czasem trafiałem w tej okolicy na żmije, ale tym razem towarzyszył mi tylko piękny ptasi śpiew.
Po dotarciu do celu usadowiłem się na ławie przy jednym ze stolików i na początek postanowiłem zamówić zimne lane Tyskie. Akurat trafiłem na wymianę kega. Piwo dostarczono mi do rąk własnych, gdy zwiedzałem młyn w towarzystwie Andrzeja Kochańskiego – właściciela tego miejsca, oraz jeszcze jednego gościa tawerny. Po młynie zostało kilka maszyn, warto tam, choć na chwilę, zajrzeć. Piwo niestety nie było zbyt zimne, bo chłodziarka nie zdążyła jeszcze zrobić swojej roboty po zmianie beczki. Nie mam pretensji, bo po pierwsze poczułem prawdziwy smak chmielowego napoju, a po drugie byłem po drodze mocno rozgrzany. Kolejny kufelek był już o właściwej temperaturze.
Do piwa zamówiłem, polecane mi wcześniej przez kolegę, dzwonki z jesiotra. Nie był to jednak cały zestaw obiadowy, a tylko dzwonki i chleb. Chciałem poczuć smak ryby i nie mącić go surówkami. Nie da się opisać smaku, ale mam nadzieję, że zbyt mocno nie mlaskałem. Z czystym sumieniem mogę polecić dzwonki z jesiotra, bo to przepychota. 😊
Poza tym bardzo miła jest obsługa w Starym Młynie. Czytałem ma goglach jakieś nieprzychylne opinie, ale mam wrażenie, że wystawiający je ludzie byli bardzo roszczeniowi. Przypominam, że to agroturystyka, a nie restauracja z gwiazdkami Michelin. 😊 Swoją drogą jako „Sześć Stron Świata” dajemy 3.7 gwiazdki na 5 możliwych. 😊
Czy polecam Stary Młyn? Tak, choć jest jeszcze parę organizacyjnych rzeczy do poprawy. 😊 Trzeba przede wszystkim ustalić jednolity sposób zamawiania oraz płatności, bo bywa z tym sporo zamieszania. Na plus działający szybko i sprawnie terminal. Ktoś narzekał, że dojazd jest utrudniony, bo nie ma asfaltu. Uważam, że w tym właśnie urok.
Prócz gastronomii, obiekt oferuje również noclegi. Co więcej, istnieje nawet możliwość noclegu na stawie w jachcie, albo we własnym namiocie.
To miejsce posiada ogromny potencjał, mam nadzieję, że Andrzej to maksymalnie wykorzysta. Już sporo zostało zrobione. Dostrzeżono to i nagrodzono, bo Tawerna Stary Młyn została Laureatem Plebiscytu Orły Turystki w roku 2019 i 2020.
Jeśli szukacie ciszy, spokoju oraz smażonych lub grillowanych pstrągów, jesiotrów, karpi, to tu to wszystko znajdziecie. Ja na pewno tam jeszcze wrócę.
Grzegorz Turski